Ostatni dzis dzien mojego pobytu nad morzem.Pogoda od poniedzialku wrecz koszmarna jest.Pierwszy tydzien byl ok...spieklam raka,wykapalam sie w morskiej piance i spacerowalam w krotkich gatkach i topie na ramiaczkach.W tym tygodniu ciagle w spodniach,bluzie,swetrze i kurtce.No coz...na pogode wplywu nie mam...dzieki niepogodzie przemierzylam pieszo wiele kilometrow...Miedzywodzie,Dziwnow,Wiselka...nie maja juz dla mnie tajemnic.


Podczas tych wedrowek myslalam nad mozliwoscia rozwoju osobistego oraz dorobieniu przyslowiowych paru groszy do domowego budzetu...potrafie szyc,haftowac,dziergac...moze sprobowac sil na tym polu?

Skracamy pobyt o jeden dzien i jutro rano wracamy do domu.Zimno jest tak cholernie,ze dzis praktycznie siedzimy w domku pod kocami z herbata w reku.Druga sprawa,ze w niedziele musze byc juz w pracy... a jak sie pociagi spoznia albo cos w ten desen? no i zaraz prosto z wczasow do roboty...no i wracamy jutro,bym mogla sobote przeznaczyc na przystosowanie sie do normalnych warunkow zycia.

Pozdrawiam z zimnego Miedzywodzia...
